Jan Amor Magnus Tarnowski

Is your surname Tarnowski?

Connect to 1,597 Tarnowski profiles on Geni

Jan Amor Magnus Tarnowski's Geni Profile

Share your family tree and photos with the people you know and love

  • Build your family tree online
  • Share photos and videos
  • Smart Matching™ technology
  • Free!

Jan Amor Magnus Tarnowski

Polish: hr. Jan Amor Magnus Tarnowski h. Leliwa
Also Known As: "Jan Amor Magnus hr. Tarnowski z Tarnowa h. Leliwa"
Birthdate:
Death: May 16, 1561 (72-73)
Immediate Family:

Son of Jan Amor "Młodszy" Tarnowski h. Leliwa and Barbara Tęczyńska
Husband of Sophia Shydlovetska and Barbara Tarnowski
Father of Sophia Tarnovska and Krzystof Kasica
Brother of Zofia Ligęza and Anna Tarnowska h. Leliwa
Half brother of Zofia Ligęza; Elżbieta Kurozwęcka; Jan Aleksander Tarnowski h.Leliwa; Katarzyna Tarnowska h.Leliwa; Dorota Elżbieta Ossolinska and 3 others

Managed by: Andrzej Hennel
Last Updated:

About Jan Amor Magnus Tarnowski

http://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Amor_Tarnowski

Jan Kochanowski

O Śmierci Jana Tarnowskiego

Kamień by był, nie człowiek, kto by w twej żałości

Chciał użyć przeciw tobie, hrabia, tej srogości,

By miał nagle hamować płacz twój sprawiedliwy,

Któryś ty ojcu winien jako syn cnotliwy.

Bo by-ć jedno był ojcem, choć nie tak łaskawym,

Jednak, abyś okazał, żeś człowiekiem prawym,

Musiałby go żałować; bo krew' przyrodzona

Nie może być w oboim szczęściu potajona.

Cóż kiedy wspomnisz, jakieć dawał wychowanie,

Jaką pilność, jakie miał o tobie staranie

Śląc cię na rozmaite wielkich królów dwory,

Abyś wybierał z ludzkich obyczajów wzory!

Äza z serca nie westchniesz, a skargą płaczliwą

Żałować się nie będziesz na śmierć zazdrościwą,

Która cię z tak łaskawym ojcem rozdzieliła,

A zbawiwszy wesela, smutkiem obciężyła?

Lecz jeśli cię dobrze znam, nie tylko swej szkody,

Ale snąć więcej spólnej żałujesz przygody;

Abowiem kto nie baczy, jako tej krainie

Wiele z śmiercią człowieka tak godnego ginie?

Czujnym stróżem był zawsze Pospolitej Rzeczy;

Jej pożytek przed swoim miał na dobrej pieczy;

Jego dzielność i sprawa znaczna była w boju;

Znaczny jego porządek i rozum w pokoju.

Bił Talary w Podolu i Turki waleczne;

W Moskwi znaki zostawił swego męstwa wieczne.

Równym pocztem wielki lud wołoski poraził;

Nieprzyjaciołom serce i na potym skaził.

A nie tylko był godzien tej sławnej Koronie,

Dobrze sobie poczynał i w dalekiej stronie:

Świadome tego brzegi hiszpańskiego morza,

Gdzie jasna ciemnej nocy ustępuje zorza.

A ten umysł, który w nim to wszytko sprawował,

Tak się był dobrze cnotą zewsząd obwarował,

Że go żadna fortuna nigdy nie pożyła,

Bądź łaskawie, bądź mu się inaczej stawiła.

Za cześć więcej niż lekkość poczytał to sobie

Ludzkość wszelką okazać naliższej osobie;

Harda myśl niech, jako chce, z fortuną się zbraci,

Z nienawiścią nie zrówna i na koniec straci.

Sprawiedliwość i prawdę jako żyw miłował

I nieprzyjacielowi wiarę rad zachował;

W przyjaźni raz zaczętej zawźdy trwał statecznie;

Na to każdy nie myśląc mógł kazać bezpiecznie.

Przy takich cnotach wielka w rzeczach biegłość była,

Która go w jego stanie tym barziej zdobiła,

Że co w głowie miał, to mógł i wymówić snadnie;

Nie każdemu to dwoje za razem przypadnie.

Ale śmierć nieużyta krom wszelkiej litości

Nie folguje ni cnocie, ni żadnej godności;

Wzięła nam męża tego, który przez swe cnoty

Mógł był jeszcze przywrócić on dawny wiek złoty.

Słusznie tedy żałujesz; a byś jeszcze k'temu

Swym płaczem mógł go wrócić k'zywotu pierwszemu,

Radziłbych, żebyś płakał i we dnie, i w nocy,

Ażby go zasię wyjął srogiej śmierci z mocy.

Ale jeśli twoje łzy jemu nie pomogą,

A tobie nie po mału nadto szkodzić mogą,

Raczej frasunk i troski porzuć teraźniejsze,

A chowaj się na czasy, hrabia, fortunniejsze!

Na cię wszyscy w tej spólnej przygodzie patrzamy

I tę ufność o tobie niewątpliwą mamy,

Że nie będziesz chciał wydać ojca tak zacnego,

A nam szkody nagrodzisz nieszczęścia srogiego.

Próżno się ma przeeiwić człowiek Pańskiej woli,

Lepiej skromnie wycierpieć, chocia w sercu boli;

Co Bóg przejźrzał, to się już nigdy nie odmieni,

By kto dobrze swym płaczem ruszył i kamieni.

W tym żadnego wątpienia mieć nam nie potrzeba,

Że ten człowiek prze cnotę dostał się do nieba,

Gdzie między bogi siedząc, wiecznie się raduje,

A żadnej przeciwności więcej nie poczuje.

Śmiertelne jego ciało odpoczywa w grobie,

Ale sława, którą on zostawił po sobie,

Śmierci nie zna i będzie w uszach ludzkich brzmiała,

Póki cnota u dobrych miejsce będzie miała.

Tak o nim, hrabia, trzymaj, a chciej płacz hamować:

W przygodzie trzeba serce stałe pokazować;

A jako cię twe szczęście nigdy nie uwiodło,

Okaż to, że cię także nieszczęście nie zbodło.

Żywota żadnemu z nas na wieki nie dano,

Ale go tym sposobem używać kazano,

Aby go człowiek gotów zawźdy był położyć;

Kiedy przyda te wieca, trudno rok odłożyć.

Czego nie czynił Orfeus, aby jego żona

Mogła była z rąk wyniść srogiego Plutona?

Szedł za nią i do piekła, gdzie trwa noc na wieki,

Nie bał się Gerberowe] trojakiej paszczeki.

Dusze nagie jego stron żałosnych słuchały;

Piekielne jędze dobrze że z nim nie płakały;

I kamień stał, i koło, stały rzeczne brody,

Wtenczas głodny Tantalus załapił kęs wody.

Owa tak długo śpiewał muzyk on ubogi,

Ze musiał mieć na koniec po swej myśli bogi;

Idzie nie patrząc nazad, a tuż po nim żona,

Bo mu ją tym sposobem dała Persefona.

A gdy już był u wierzchu, gdzie naprzykrsza skała,

Jął sobą trwożyć, by mu jako nie ustała;

Jednym razem miłość mu baczenie odjęła,

Stanął i obejźrzał się: pani w tym zniknęła.

Więc dopiero chce gonić, a ona nieboga:

"Cóźeś i mnie, i sobie uczynił, prze Boga?

Nieszczęśliwyś ty i ja, biedna białagłowa!"

Ostatniego nieborak nie dosłyszał słowa.

I chciał się znowu przewieźć, ale Charon srogi

Na prośbę nic nie dbając bronił gwałtem drogi:

"Już nazad nie chodź, Orfeu, nie umiałeś chować,

Żeś się sam wrócił, możesz Bogu podziękować."

Cały tydzień nieborak tam na brzegu siedział,

A o żadnym pokarmie i o śnie nie wiedział:

Troska i płacz serdeczny jego karmie były,

Po tej szkodzie już nigdy świat mu nie był miły.

Lecz ja nie wiem, przecz na tę śmierć tak narzekamy,

Gdyż jednak nic na ziemi wiecznego nie znamy;

Bo na koniec i państwa szerokie ustają,

A znamienite miasta z gruntu upadają.

Gdzie dziś bogata Troja? Gdzie mocne Myceny?

Gdzie Kartago i Korynt? Gdzie sławne Ateny?

Gdzie się ona gwałtowna rzymska moc podziała?

Wszytko śmierć niecierpliwa z ziemią porównała.

A jeśli i ta światłość tak pięknego słońca,

I ten okrąg niebieski czeka swego końca:

Żaby się człowiek mniemał godniejszym żywota,

Którego ulepiono, nie wiem jako, z błota?

Co niesie przyrodzenie, zbraniać się nie godzi:

Człowiek, aby raz umarł, z tym się na świat rodzi;

A jeśli jeszcze k'temu śmierć na czas trafiła,

Rychlej dobre niżli złe słowo zasłużyła.

Czego nie dostawało, hrabia, ojcu twemu

Ku szczęściu (jeśli tu jest które) nawysszemu?

Urodził się w Tarnowskim zasłużonym domu;

W zachowaniu nie dał się uprzedzić nikomu.

Znaczne posługi czynił Rzeczypospolitej;

Z cnotliwych spraw swych dostał sławy znamienitej;

Był wziętym u wszech ludzi, niósł pierwsze urzędy,

A według przystojeństwa zachował się wszędy.

W tej sławie i mniemaniu przyszedł ku starości,

Którą on snadnie nosił krom żadnej przykrości;

Na koniec, pełen wieku i przystojnej chwały,

Sam się prawie położył jako kłos dostały.

A tak możesz nie płakać ojcowskiej przygody,

Bo taka śmierć nie niesie z sobą żadnej szkody;

A kiedy by umarli z nami mówić chcieli,

Tak byśmy go, do ciebie mówiąc, usłyszeli:

"Synu, nie wiem, przecz płaczesz; mnie się dobrze dzieje;

Prózenem i bojaźni, i wszelkiej nadzieje;

Przebyłem, jako ma być, niebezpieczne wody,

Uszedłem srogich wiatrów i złej niepogody.

Teraz w porcie bezpiecznym siedzę bez kłopota,

Dostałem za doczesny wiecznego żywota;

Nie utrapi mię starość ni przykre niemocy;

Śmierć okrutna nade mną dalej nie ma mocy.

Człowiek na świecie mieszka jako wywołany,

A nie ma tu na ziemi żadnej pewnej ściany;

W niebie jego ojczyzna; szczęśliwy to będzie,

Kto tam po tym pielgrzymstwie kiedyźkolwiek siędzie.

Ale w tej mierze, synu, nic na samej chuci,

Jeśli się kto do tego sam prawie nie rzuci;

Trzeba wzgardzić rozkoszy, nie dbać o pieniądze,

Porzucić próżne myśli, mieć na wodzy żądze.

Trzeba pracą wycierpieć, niewczas podejmować,

Prze ojczyznę na koniec krwie swej nie żałować.

Tak do nieba przychodzą; k'temu, synu miły,

Obróć wszytko staranie i twe wszytki siły.

O mię się już nie staraj, folguj zdrowiu swemu;

Mnieś już dosyć uczynił, nie tylko żywemu,

Ale i zmarłym kościom, które chuć twą czują,

A za to niechaj cię Bóg i ludzie miłują!"

Ta jest myśl ojca twego, jeśli o czym myśli

Patrząc na szczerą istność wiekuistej myśli;

I ty nie płacz, twój smutek Bóg zinąd nagrodzi:

Po niepogodnej zimie piękna wiosna chodzi.

About hr. Jan Amor Magnus Tarnowski h. Leliwa (Polski)

Jan Amor Magnus hr. Tarnowski z Tarnowa h. Leliwa hrabia S. I. R. (1547), kasztelan Kraków (1536-1537), bohater Wiki, dworzanin dwór królewski i królewski (1502), hetman wielki Korona (1530), hetman Korona (1527), hr. [tytu%C5%82] nadany (1547), kasztelan Wojnicz (1522-1524), plany PSB, starosta Horodło, Sącz, Sandomierz, horodelski, sandecki i żydaczewski, wojewoda Kraków (1535-1536), wojewoda Ruś (1527) 1488-1561

http://pl.wikipedia.org/wiki/Jan_Amor_Tarnowski

Jan Kochanowski

O Śmierci Jana Tarnowskiego

Kamień by był, nie człowiek, kto by w twej żałości

Chciał użyć przeciw tobie, hrabia, tej srogości,

By miał nagle hamować płacz twój sprawiedliwy,

Któryś ty ojcu winien jako syn cnotliwy.

Bo by-ć jedno był ojcem, choć nie tak łaskawym,

Jednak, abyś okazał, żeś człowiekiem prawym,

Musiałby go żałować; bo krew' przyrodzona

Nie może być w oboim szczęściu potajona.

Cóż kiedy wspomnisz, jakieć dawał wychowanie,

Jaką pilność, jakie miał o tobie staranie

Śląc cię na rozmaite wielkich królów dwory,

Abyś wybierał z ludzkich obyczajów wzory!

Äza z serca nie westchniesz, a skargą płaczliwą

Żałować się nie będziesz na śmierć zazdrościwą,

Która cię z tak łaskawym ojcem rozdzieliła,

A zbawiwszy wesela, smutkiem obciężyła?

Lecz jeśli cię dobrze znam, nie tylko swej szkody,

Ale snąć więcej spólnej żałujesz przygody;

Abowiem kto nie baczy, jako tej krainie

Wiele z śmiercią człowieka tak godnego ginie?

Czujnym stróżem był zawsze Pospolitej Rzeczy;

Jej pożytek przed swoim miał na dobrej pieczy;

Jego dzielność i sprawa znaczna była w boju;

Znaczny jego porządek i rozum w pokoju.

Bił Talary w Podolu i Turki waleczne;

W Moskwi znaki zostawił swego męstwa wieczne.

Równym pocztem wielki lud wołoski poraził;

Nieprzyjaciołom serce i na potym skaził.

A nie tylko był godzien tej sławnej Koronie,

Dobrze sobie poczynał i w dalekiej stronie:

Świadome tego brzegi hiszpańskiego morza,

Gdzie jasna ciemnej nocy ustępuje zorza.

A ten umysł, który w nim to wszytko sprawował,

Tak się był dobrze cnotą zewsząd obwarował,

Że go żadna fortuna nigdy nie pożyła,

Bądź łaskawie, bądź mu się inaczej stawiła.

Za cześć więcej niż lekkość poczytał to sobie

Ludzkość wszelką okazać naliższej osobie;

Harda myśl niech, jako chce, z fortuną się zbraci,

Z nienawiścią nie zrówna i na koniec straci.

Sprawiedliwość i prawdę jako żyw miłował

I nieprzyjacielowi wiarę rad zachował;

W przyjaźni raz zaczętej zawźdy trwał statecznie;

Na to każdy nie myśląc mógł kazać bezpiecznie.

Przy takich cnotach wielka w rzeczach biegłość była,

Która go w jego stanie tym barziej zdobiła,

Że co w głowie miał, to mógł i wymówić snadnie;

Nie każdemu to dwoje za razem przypadnie.

Ale śmierć nieużyta krom wszelkiej litości

Nie folguje ni cnocie, ni żadnej godności;

Wzięła nam męża tego, który przez swe cnoty

Mógł był jeszcze przywrócić on dawny wiek złoty.

Słusznie tedy żałujesz; a byś jeszcze k'temu

Swym płaczem mógł go wrócić k'zywotu pierwszemu,

Radziłbych, żebyś płakał i we dnie, i w nocy,

Ażby go zasię wyjął srogiej śmierci z mocy.

Ale jeśli twoje łzy jemu nie pomogą,

A tobie nie po mału nadto szkodzić mogą,

Raczej frasunk i troski porzuć teraźniejsze,

A chowaj się na czasy, hrabia, fortunniejsze!

Na cię wszyscy w tej spólnej przygodzie patrzamy

I tę ufność o tobie niewątpliwą mamy,

Że nie będziesz chciał wydać ojca tak zacnego,

A nam szkody nagrodzisz nieszczęścia srogiego.

Próżno się ma przeeiwić człowiek Pańskiej woli,

Lepiej skromnie wycierpieć, chocia w sercu boli;

Co Bóg przejźrzał, to się już nigdy nie odmieni,

By kto dobrze swym płaczem ruszył i kamieni.

W tym żadnego wątpienia mieć nam nie potrzeba,

Że ten człowiek prze cnotę dostał się do nieba,

Gdzie między bogi siedząc, wiecznie się raduje,

A żadnej przeciwności więcej nie poczuje.

Śmiertelne jego ciało odpoczywa w grobie,

Ale sława, którą on zostawił po sobie,

Śmierci nie zna i będzie w uszach ludzkich brzmiała,

Póki cnota u dobrych miejsce będzie miała.

Tak o nim, hrabia, trzymaj, a chciej płacz hamować:

W przygodzie trzeba serce stałe pokazować;

A jako cię twe szczęście nigdy nie uwiodło,

Okaż to, że cię także nieszczęście nie zbodło.

Żywota żadnemu z nas na wieki nie dano,

Ale go tym sposobem używać kazano,

Aby go człowiek gotów zawźdy był położyć;

Kiedy przyda te wieca, trudno rok odłożyć.

Czego nie czynił Orfeus, aby jego żona

Mogła była z rąk wyniść srogiego Plutona?

Szedł za nią i do piekła, gdzie trwa noc na wieki,

Nie bał się Gerberowe] trojakiej paszczeki.

Dusze nagie jego stron żałosnych słuchały;

Piekielne jędze dobrze że z nim nie płakały;

I kamień stał, i koło, stały rzeczne brody,

Wtenczas głodny Tantalus załapił kęs wody.

Owa tak długo śpiewał muzyk on ubogi,

Ze musiał mieć na koniec po swej myśli bogi;

Idzie nie patrząc nazad, a tuż po nim żona,

Bo mu ją tym sposobem dała Persefona.

A gdy już był u wierzchu, gdzie naprzykrsza skała,

Jął sobą trwożyć, by mu jako nie ustała;

Jednym razem miłość mu baczenie odjęła,

Stanął i obejźrzał się: pani w tym zniknęła.

Więc dopiero chce gonić, a ona nieboga:

"Cóźeś i mnie, i sobie uczynił, prze Boga?

Nieszczęśliwyś ty i ja, biedna białagłowa!"

Ostatniego nieborak nie dosłyszał słowa.

I chciał się znowu przewieźć, ale Charon srogi

Na prośbę nic nie dbając bronił gwałtem drogi:

"Już nazad nie chodź, Orfeu, nie umiałeś chować,

Żeś się sam wrócił, możesz Bogu podziękować."

Cały tydzień nieborak tam na brzegu siedział,

A o żadnym pokarmie i o śnie nie wiedział:

Troska i płacz serdeczny jego karmie były,

Po tej szkodzie już nigdy świat mu nie był miły.

Lecz ja nie wiem, przecz na tę śmierć tak narzekamy,

Gdyż jednak nic na ziemi wiecznego nie znamy;

Bo na koniec i państwa szerokie ustają,

A znamienite miasta z gruntu upadają.

Gdzie dziś bogata Troja? Gdzie mocne Myceny?

Gdzie Kartago i Korynt? Gdzie sławne Ateny?

Gdzie się ona gwałtowna rzymska moc podziała?

Wszytko śmierć niecierpliwa z ziemią porównała.

A jeśli i ta światłość tak pięknego słońca,

I ten okrąg niebieski czeka swego końca:

Żaby się człowiek mniemał godniejszym żywota,

Którego ulepiono, nie wiem jako, z błota?

Co niesie przyrodzenie, zbraniać się nie godzi:

Człowiek, aby raz umarł, z tym się na świat rodzi;

A jeśli jeszcze k'temu śmierć na czas trafiła,

Rychlej dobre niżli złe słowo zasłużyła.

Czego nie dostawało, hrabia, ojcu twemu

Ku szczęściu (jeśli tu jest które) nawysszemu?

Urodził się w Tarnowskim zasłużonym domu;

W zachowaniu nie dał się uprzedzić nikomu.

Znaczne posługi czynił Rzeczypospolitej;

Z cnotliwych spraw swych dostał sławy znamienitej;

Był wziętym u wszech ludzi, niósł pierwsze urzędy,

A według przystojeństwa zachował się wszędy.

W tej sławie i mniemaniu przyszedł ku starości,

Którą on snadnie nosił krom żadnej przykrości;

Na koniec, pełen wieku i przystojnej chwały,

Sam się prawie położył jako kłos dostały.

A tak możesz nie płakać ojcowskiej przygody,

Bo taka śmierć nie niesie z sobą żadnej szkody;

A kiedy by umarli z nami mówić chcieli,

Tak byśmy go, do ciebie mówiąc, usłyszeli:

"Synu, nie wiem, przecz płaczesz; mnie się dobrze dzieje;

Prózenem i bojaźni, i wszelkiej nadzieje;

Przebyłem, jako ma być, niebezpieczne wody,

Uszedłem srogich wiatrów i złej niepogody.

Teraz w porcie bezpiecznym siedzę bez kłopota,

Dostałem za doczesny wiecznego żywota;

Nie utrapi mię starość ni przykre niemocy;

Śmierć okrutna nade mną dalej nie ma mocy.

Człowiek na świecie mieszka jako wywołany,

A nie ma tu na ziemi żadnej pewnej ściany;

W niebie jego ojczyzna; szczęśliwy to będzie,

Kto tam po tym pielgrzymstwie kiedyźkolwiek siędzie.

Ale w tej mierze, synu, nic na samej chuci,

Jeśli się kto do tego sam prawie nie rzuci;

Trzeba wzgardzić rozkoszy, nie dbać o pieniądze,

Porzucić próżne myśli, mieć na wodzy żądze.

Trzeba pracą wycierpieć, niewczas podejmować,

Prze ojczyznę na koniec krwie swej nie żałować.

Tak do nieba przychodzą; k'temu, synu miły,

Obróć wszytko staranie i twe wszytki siły.

O mię się już nie staraj, folguj zdrowiu swemu;

Mnieś już dosyć uczynił, nie tylko żywemu,

Ale i zmarłym kościom, które chuć twą czują,

A za to niechaj cię Bóg i ludzie miłują!"

Ta jest myśl ojca twego, jeśli o czym myśli

Patrząc na szczerą istność wiekuistej myśli;

I ty nie płacz, twój smutek Bóg zinąd nagrodzi:

Po niepogodnej zimie piękna wiosna chodzi.

view all

Jan Amor Magnus Tarnowski's Timeline

1488
1488
1534
1534
Poland
1537
January 1, 1537
1561
May 16, 1561
Age 73